Jestem za zakazem wypowiedzi dla ćwierćinteligentów
Niedawno przypomniałem na Facebooku wpis na temat pewniej odmiany depresji jaką jest dystymia (klik). Zrobiłem to w odniesieniu do śmierci Robina Williamsa, który cierpiał od lat na ciężką depresję, aż w końcu popełnił samobójstwo.
Od dawna staram się uświadamiać facetom, że depresja jest chorobą. Że nie jest to tylko chwilowa psychiczna niedyspozycja i że nie jest to stan typowy jedynie dla kobiet. Często starałem się o tym komunikować w odniesieniu do płaczu, który niejako w naszej kulturze jest uznawany za mocno „niemęski”. Zawsze będę twardo stać za tym, że chłopaki nie płaczą – mężczyźni owszem. Zawsze mam ochotę zadać pytanie tym, którzy twierdzą, że mężczyzna nie ma prawa płakać – czy jeśli ich matka kiedyś umrze, to czy nie uronią ani łzy? A jeśli tak, to czy będę uważać, to za oznakę upadku ich męskości? Oczywiście nikomu tego nie życzę, ale jednak taka jest zazwyczaj kolej rzeczy, że rodzice umierają przed swoimi dziećmi.
Wracając jednak do głównego wątku. Kiedy w różnych miejscach w sieci pojawia się temat depresji od razu zlatuje się chmara kretynów, którzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak depresja i że ktoś sobie tylko to wymyślił. Jeśli zaś odnosi się depresję do mężczyzn, to jest to już kompletna tragedia. Wedle tych wielce oświeconych znawców wszechrzeczy, mężczyzna, który ma depresję, to po prostu nie-mężczyzna, bo nie umie się wziąć w garść. Innymi słowy facet z depresją, to tępa cipa (wedle powyższych).
Otóż drodzy jaśnie oświeceni pseudointelektuliści, proponuję wam sprawdzić sobie w encyklopedii słówko „serotonina”. Sugeruję również, żebyście troszkę poczytali o ludzkim mózgu i o tym jak neuroprzekaźniki potrafią zaburzać i zmieniać nasze postrzeganie rzeczywistości – jaką by ona nie była. Być może wtedy zrozumiecie, że tak samo jak ktoś ma np. uczulenie na kurz, to tak samo ktoś może mieć obniżony poziom produkcji serotoniny, którego skutkiem są stany depresyjne, ciągłe przemęczenie, poczucie bezsensu, myśli samobójcze i wiele innych. Możliwe, że dowiecie się też, że mogą być różne przyczyny takiego stanu rzeczy, np. endogenne (kolejne słówko do sprawdzenia). Jeśli to was dalej nie przekona, to proponuję zanegować grypę jako chorobę. Być może uda wam się kogoś przekonać, że grypa nie istnieje i to tylko złe kompanie farmakologiczne wymyśliły coś takiego, żeby potem sprzedawać nam leki. Powodzenia i z Bogiem!
EDIT Dla uściślenia i rozwiania wątpliwości dotyczących teorii spiskowych dziejów na temat serotoniny polecam lekturę tego wpisu.
To nie wszystko, pod tekstem na temat dystymii pojawił się komentarz, który idealnie oddaje poziom innych tego rodzaju uwag na temat depresji. Dla dobra ludzkości usunąłem go i pozwoliłem sobie zacytować i skomentować go poniżej.
Jest mi aż żal głupoty ludzi, którzy sądzą, że wszystko można wyjaśnić „chorobą”.
Pełna zgoda, też nie pochwalam ludzi, którzy „chorobą” (cudzysłów konieczny) uzasadniają np. swoją nieobecność w pracy, a tak naprawdę są zdrowi i nie chce im się pracować. Podobnie w przypadku atakowania homoseksualistów i nazywania ich ludźmi „chorymi”, wbrew temu, co sądzi współczesna (niepokropiona) nauka.
To inni ludzie wymyślili tę chorobę.
Oczywiście, inni są zawsze winni, wszystkiemu.
To inni ludzie po prostu nazwali w ten sposób konkretny stan, w którym zdarzało się siedzieć osobom, których nie powinno się nazywać chorymi, a inteligentnymi, dociekliwymi nie-maszynami.
Faktycznie często tak jest, że ludzie, którzy są inteligentniejsi od większości śmiertelników często przeżywają frustrację i gniew. Po prostu mierzi ich ludzka głupota, którą dzięki swojej inteligencji są w stanie zauważyć. Tak samo mnie, tak rozsierdził ten komentarz, że aż poświęciłem osobny wpis na blogu na jego temat.
Warto też pamiętać, że oczywiście każdy człowiek inteligentny (tzw. „nie-maszyna”) przeżywa notoryczne stany depresyjne i miewa myśli samobójcze średnio, co 10 minut.
Bo to żadna choroba tylko uświadomienie sobie tego co ma się przed oczami – zobaczenie świata takim jakim jest i stwierdzenie, że nie chce się bawić w to wszystko. Bo po co? Po prostu po co? To to pytanie jest esencją tej niby „choroby”. Świat jest w naszych głowach, życie jest w naszych głowach i kiedy się wreszcie siądzie i zrozumie, że co by się nie zrobiło, to i tak potem się umrze i wszystko to przepadnie, to oto mamy rzekomą „dystymię”.
Nie wiem czy człowiek inteligentny uważa, że jak umrze to wszystko przepadnie. Arystoteles, Newton, Einstein nie żyją, a coś jednak po nich zostało. Poza tym każdy wie, że kiedyś umrze. Wedle powyższego rozumowania nie ma w ogóle sensu żyć i najlepiej od razu strzelić sobie w łeb. Bo po co? Po prostu po co? Innymi słowy – inteligencją jest zabić samego siebie, bo życie nie ma sensu, tzn. skończy się śmiercią. Bezsensowne jest przeżyć to życie ciekawie i szczęśliwie, bo przecież i tak się umrze i wszystko przepadnie.
Nie pomorze tu myśl, że zostawiamy coś po sobie w świecie, bo przecież nasze „ja” nie będzie istniało i po kiego grzyba mi zostawienie czegoś w świecie, skoro nie będzie istniało już żadne uczucie, ani radość, ani żal, że nie pozostawiłem po sobie niczego.
Żeby nie starać się was zwieść i nie próbować dewaluować zalet intelektualnych autora powyższych słów, w tym cytacie pozwoliłem sobie zachować oryginalną pisownię (oczywiście chodzi o odmianę czasownika „pomagać”).
Cytat jest kolejną afirmacją jak najszybszego zejścia z tego świata. Autor stara się nadać emfazy temu, że życie nie ma sensu i nic nas nie może w tym pocieszyć. Nic nam nie pomoże. Dlatego między wierszami zachęca nas do 1) zostania ludźmi inteligentnymi; 2) do samobójstwa jako konsekwencji inteligencji (najwyższej).
Nie można nawet spekulować na temat tego czy przypadkiem jest jakieś życie po życiu, chociaż reinkarnacja, czy coś. Kto śmie na ten temat spekulować jest w oczach naszego inteligentnego mówcy człowiekiem nieinteligentnym (tzn. żywym).
Bawić się póki można? Gdy tylko próbujesz okazuje się, że zaczniesz głodować – musisz jakoś działać, aby przeżyć, kiedy wcale nie masz ochoty na to działanie. Nie można robić tego czego się chce, więc nic dziwnego, że niektórzy postanawiają już skończyć tę nudną zabawę.
O kurwa, robię to co lubię i to co chcę. Czy jestem jeszcze człowiekiem? PÓKI mogę się tak bezkarnie bawić i kiedy czeka mnie głód? A co jak mi się odechce robić tego, co chcę robić?
Choroba mówicie… Trzeba leczyć… To oczywiste, że jak przyjdzie miły ktoś (czyt. psycholog) i powie debilowi, który sądzi, że jest po prostu chory i można go wyleczyć, że jest po prostu chory i można go wyleczyć, to wtedy debil przestanie być „chory” i znowu stanie się maszyną – kolejną sprężyną w społeczeństwie. Jego krótki przejaw inteligencji zniknie, społeczeństwo go „wyleczy” i biedak będzie mógł wrócić do pracy.
Psychologowie są jak ksiądz chodzący po kolędzie, pukają do drzwi, patrzą na Ciebie i mówią „jesteś chory”, „trzeba Cię leczyć”, „płać, debilu!”. Po tych słowach i po dokonaniu transakcji biedny człowiek, którego taki niecny psycholog dorwał nagle stają się (w jego mniemaniu oczywiście) zdrowy. Potem jak wiadomo staje się maszyną (lub sprężyną). Tak to już jest ze zdrowymi ludźmi.
Niedobrze mi od tego co tu piszecie – teraz wszystko jest chorobą. Co byś nie zrobił, o czym byś nie pomyślał – jesteś chory.
Słusznie, to zdrowy przejaw inteligencji i nie bycia maszyną.
Dopiero jak siedzisz przed telewizorem, chodzisz do pracy, płodzisz dzieci i nie masz czasu na myślenie – dopiero wtedy jesteś „zdrowy”.
Powiem tak – nawet po Terlikowskim nie spodziewałbym się tak daleko idącej ekstrapolacji tego, co napisałem w artykule, który jest tu komentowany. Nota bene – nie mam telewizora – kiedy do moich drzwi zapuka psycholog i powie mi, że jestem chory?
Osobiście mam każdy z „objawów” tu podanych, łącznie z alienacją. Serdecznie zapraszam do mnie wszystkich psychologów, a nawet psychiatrów. Gdy już stwierdzicie, że pora mnie zamknąć, bo mogę zaszkodzić waszemu społeczeństwu, to macie szczęście, bo nie będę stawiała oporu – będę siedzieć w swojej głowie, w której jest dużo zabawniej niż w waszym CHORYM świecie.
Z tą alienacją to słuszna decyzja. Im mniej osób będzie słuchać Twoich przemyśleń, tym lepiej dla ludzkości.
Bo nie ma czegoś takiego jak wariaci, jak psychole – to drugi człowiek nazywa tak ludzi, którzy nie są tacy jak on i cała reszta.
Oczywiście – człowiek „chory” np. na schizofrenię jest tylko inny od reszty ludzi. A ci źli „inni” nazywają go chorym. Nie wiem tylko czy ta osoba staje się chora przez, to co oni mówią, czy po prostu jest jednak zdrowa? Podobnie z osobami z zespołem stresu pourazowego. Nie rozumiem jak można twierdzić, że mają oni jakieś problemy psychiczne np. kiedy otarli się o śmierć. Ci niegodziwi „inni” starają się im wmówić, że przeżywają jakiś stres, że wariują. Złe ludzie…
Post scriptum
Wszystkim, którzy walczą z depresją i wszelkimi jej odmianami życzę jak najszybszych rezultatów. Znam ludzi, którzy z tego wyszli i zaczęli całkiem nowe życie. Zresztą sam się do nich zaliczam. Ten blog nigdy by nie powstał gdybym nie zaczął się leczyć kilka lat temu. I nie dajcie się wszystkim debilom, którzy będą wam wmawiać, że nic wam nie jest i że macie się tylko wziąć w garść.
Najpierw wiedza, potem rzeźba
Kompleksowy przewodnik po diecie i treningu dla osób początkujących i średnio zaawansowanych.
Ponad 10000 sprzedanych egzemplarzy!
Ponad 260 stron konkretów. Minimum teorii i maksimum informacji praktycznych. Do e-booka dołączone są również arkusze kalkulacyjne, które wyręczą Cię w koniecznych obliczeniach.
Inne wpisy z tej kategorii
Trening interwałowy – spalanie tłuszczu i wytrzym...
Trening interwałowy (jak sama nazwa wskazuje) polega na przeplataniu treningu o bardzo dużej intensywności z treningiem o niskiej intensywności. Tego typu strat...
CZYTAJ DALEJ...Sauna, korzyści dla zdrowia i jak prawidłowo z niej kor...
Na temat sauny słyszałem wiele opinii, jedni twierdzą, że to placebo i nie ma żadnego wpływu na nasze zdrowie. Inni zaś, nie mogą przestać chwalić korzystneg...
CZYTAJ DALEJ...